– Nie
będę chrapał, obiecuję – powiedział z uśmiechem Sam, uklepując jedną poduszkę i
kładąc się na swojej części dwuosobowego łóżka na piętrze.
Tak,
musiałam z nim spać.
Niestety,
nie było innego wyjścia. Bobby zajmował kanapę w swoim gabinecie, głównie ze
względu na to, że odkąd został uzależniony od wózka, nie mógł już korzystać ze
schodów. Anioły spać nie muszą, a gdy tylko wywiązała się dyskusja o podziale
łóżek, Dean od razu zajął pojedyncze miejsce w jakimś schronie w piwnicy. Sam
oczywiście zaproponował, że położy sobie parę koców na podłodze w gabinecie i
całkowicie zwolni mi pokój, ale nie mogłam skazać go na noc spędzoną na ziemi.
Zwłaszcza, że to dwuosobowe łóżko było dla mnie zdecydowanie za dużw.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
Teraz,
gdy patrzyłam na pozostawione mi przez Winchestera miejsce, czułam się co
najmniej nieswojo. Przez chwilę nawet rozważałam zabranie poduszki i położenie
się na dywanie, ale ostatecznie wpełzłam pod kołdrę i natychmiast odwróciłam
się plecami do Sama. Wyobraziłam sobie, jaką awanturę zrobiłby mi Logan, gdyby
mnie zobaczył w tej sytuacji, i natychmiast tego pożałowałam.
Pierwszą noc ze swoim zmarłym
chłopakiem przeżyłam pół roku temu, a wcześniej nie miałam ku temu żadnych
okazji. Przed Loganem nawet nie zdarzało mi się sypiać z jakimkolwiek mężczyzną
w jednym łóżku, mama skutecznie wbiła mi do głowy hierarchię wartości. Najpierw
wykształcenie, potem facet.
Ciężko było mi pogodzić się z
tym, że nigdy już nie zobaczę ukochanych osób, a czasem, gdy na moment udało mi
się przekonać samą siebie, że wszystko to co się wydarzyło było tylko złym
snem, czułam się, jakbym w każdym momencie mogła do nich zadzwonić.
Mogłabym
poskarżyć się mamie, że moje marzenia legły w gruzach i od paru dni muszę
walczyć o życie. Miałabym okazję przeprosić Logana, w końcu gdyby mnie nie
poznał, ciągle by żył i miałby szansę na wspaniałą przyszłość.
Nigdy
jednak nie będę już mogła z nimi porozmawiać. Nie połączy mnie z nimi żaden
znany ludzkości telefon.
– Dobranoc
– mruknęłam pod nosem, przytulając się do poduszki.
– Branoc
– odpowiedział cicho Sam, poprawiając jeszcze raz pozycję, w której leżał, a
następnie zgasił lampkę nocną, która była jedynym źródłem światła i w pokoju
zapanował mrok.
Pomimo
parogodzinnej drzemki popołudniu skłamałabym, mówiąc że nie byłam zmęczona. Opuściłam
powieki, jednak sen uparcie nie przychodził. Po paru minutach oddech Sama się
pogłębił, przez co wiedziałam, że już zasnął, a ja tak bardzo chciałam pójść w
jego ślady, ale niestety zamiast tego ciągle się wierciłam i bezwiednie
otwierałam oczy. W końcu, po wydawałoby się paru godzinach, udało mi się
zignorować ciche pochrapywanie Winchestera i zmorzył mnie niespokojny sen.
***
Gdy
otworzyłam oczy, wokół ciągle było niesamowicie ciemno. Zrobiło mi się
niewygodnie, dlatego obróciłam się na drugi bok i wtedy zauważyłam, że mój
towarzysz zniknął. Uniosłam się nieznacznie, ciągle na granicy snu i
rozejrzałam się po pokoju, ale nawet gdy przetarłam oczy nie byłam w stanie
nikogo zauważyć. Okno zostało zabite sklejką, tak jak wszystkie inne na
piętrze, więc nie docierało tutaj żadne źródło światła, które rozproszyłoby
ciemność chociaż w minimalnym stopniu.
– Sam? – zawołałam lekko
ochrypniętym głosem.
Cisza. Bez względu na to, jak
długo czekałam na odpowiedź, ona nie przychodziła, a ja w oczekiwaniu
nachyliłam się w stronę lampki, żeby ją zapalić. Niestety, mrugnęła tylko bladym
światłem, po czym w pokoju znowu zapanował mrok.
Nagle usłyszałam odgłos
tłuczonego szkła, dochodzący gdzieś zza zamkniętych drzwi. Czyżby Sam poszedł
do kuchni?
A może to wcale nie któryś z
Winchesterów?
Chociaż tak bardzo chciałam
zostać w ciepłym i bezpiecznym łóżku, zmusiłam się do wstania – w końcu gdyby
sprawcą hałasu był jakiś demon, Bobby śpiący smacznie w gabinecie znalazłby się
w niebezpieczeństwie. Na korytarzu panował jeszcze większy mrok niż w pokoju,
dlatego byłam zmuszona po omacku dotrzeć do schodów. Wymacałam na ścianie
włącznik światła i pełna nadziei go przełączyłam, ale spodziewany blask nie przyszedł.
Spojrzałam ze złością gdzieś w przestrzeń, nie mając pojęcia, gdzie powinnam
szukać żarówki, którą chciałam za wszystko obwinić. Cholerny prąd, pomyślałam,
akurat w takim momencie musiał nawalić.
Na dole było trochę jaśniej za
sprawą bladych smug światła wpadających do domu przez niezabite okna. Za sprawą
adrenaliny im bardziej zbliżałam się do kuchni, tym wyraźniej szumiała mi w
uszach krew i byłam niemal pewna, że intruz z pewnością słyszy szalone bicie
mojego serca. Zacisnęłam dłonie w pięści, wiedząc z góry że ten gest na nic się
nie zda w konfrontacji z potworem. Wzdrygnęłam się na myśl o wilkołaku, ale nie
przestawałam iść i w końcu wyrównałam z wejściem do kuchni. Przy stole kucał
mężczyzna o znajomej sylwetce, zbierając gołymi rękami odłamki szkła, a mi
kamień spadł z serca na jego widok.
– Sam – powiedziałam, czując
wyraźną ulgę w moim głosie. Położyłam rękę na klatce piersiowej, próbując
uspokoić walące ciągle serce. – Wołałam cię, czemu nie odpowiedziałeś?
Wstał i odstawił szkło na
stół, po czym się odwrócił. Spodziewałam się zobaczyć zdziwioną minę, ale
zamiast tego Sam uśmiechał się potwornie, ale to nie to spowodowało chwilowy
paraliż. Jego oczy wyglądały jak czarne dziury, zdolne pochłonąć całe dobro
tego świata.
Wrzasnęłam z całych sił i
rzuciłam się do ucieczki, ale prawie od razu wpadłam na kogoś. Zerknęłam w górę
i zauważyłam Deana, patrzącego na mnie z pytaniem w oczach.
– On… on tam jest – pokazałam
palcem kuchnię, chowając się za niego z przerażenia. – Coś go… To coś w nim
jest – mówiłam przez szloch, jednak Dean nie wyglądał na wzruszonego.
– Widzisz słońce – zaczął,
odwracając się w moją stronę. Przez jedną chwilę wyglądał normalnie. – Nie
tylko w nim „coś” jest – mruknął z uśmiechem, gdy jego oczy zmieniały kolor.
Krzyknęłam jeszcze głośniej,
marząc o tym, żeby Bobby wyszedł ze swojego gabinetu i mi pomógł, ale nikt nie
nadchodził. Próbowałam rzucić się w stronę drzwi, zrobić cokolwiek, by
zwiększyć odległość między mną a nimi, ale Dean złapał mnie za łokieć i
pociągnął w swoją stronę, nie pozwalając mi uciec.
– Przyszliśmy po ciebie –
powiedział Dean.
– Lorie – usłyszałam cichy
głos, dochodzący jakby zza moich pleców.
– Już nam nie uciekniesz.
– Lorie! – krzyknął ktoś.
Otworzyłam oczy i zauważyłam
Sama, nachylającego się nade mną z troską w oczach. To demon, to przeklęty
demon!
W pierwszym odruchu zaczęłam
okładać go małymi piąstkami, próbując jednocześnie wykopać się spod kołdry i
uciec, byle dalej od niego.
– Odejdź –
krzyczałam, a gdy obraz się zamazał zrozumiałam, że płaczę. – Zostaw mnie!
– Cii, Lorie, spokojnie –
zaczął Sam, łapiąc mnie za nadgarstki, żebym nikomu nie zrobiła krzywdy. – To
był tylko sen, już dobrze. Już wszystko dobrze.
Sen? Jak to sen?
– Co się dzieje? – W drzwiach
stanął ktoś, a ja rozpoznałam głos Deana. – Skąd te wrzaski?
Sam od razu puścił moje ręce.
Przetarłam oczy i spojrzałam to na jednego, to na drugiego. Wyglądali
normalnie, ani śladu po tych okropnych uśmiechach czy demonicznych oczach.
Wtedy rozkleiłam się na dobre.
Czułam, jak przez mgłę, jak
Sam mnie przytula, a ja nie byłam w stanie przejmować się tym, że moczę mu
koszulkę. Wczepiłam się w nią palcami jak mała dziewczynka, bojąc się, że te
obrazy lada chwila wrócą. Czułam dłoń na głowie, gładzącą moje włosy i
przechodzącą na plecy, ale nie wiedziałam, czy należała do Sama, czy do kogoś
innego.
– Co tam się dzieje, u licha?
– usłyszałam przytłumiony głos Bobby’ego, a potem dźwięk zamykanych drzwi.
– Już dobrze, Lorie –
powtarzał Sam.
Dał mi tyle czasu, ile
potrzebowałam by sama dojść do siebie. Nie miałam pojęcia, czy to trwało
minuty, czy godziny, ale nie odsuwał mnie do chwili, aż sama nie wyprostowałam
się z podpuchniętymi oczami. Położył mi dłoń na policzku, ścierając łzy, a ja
byłam mu niezmiernie wdzięczna za ten gest. Miał w sobie tyle ciepła, że nikt
nie domyśliłby się w jakim zawodzie pracował.
– Dzięki – mruknęłam, lekko
ochrypnięta. Uśmiechnął się pocieszająco.
– Nie ma sprawy.
Westchnęłam głęboko. To się
wymykało spod kontroli.
– Krzyczałam? – spytałam,
wiedząc że nie było innego wyjaśnienia tego, dlaczego się obudził. Pokiwał
głową.
Drzwi ponownie się otworzyły i
znowu stanął w nich Dean. Trzymał w jednej ręce kubek z parującym napojem i
patrzył na mnie tak, jakbym była tykającą bombą. Podszedł i położył napój na
szafce nocnej z mojej strony, a potem wskazał łóżko.
– Mogę? – Pokiwałam głową i
podkuliłam nogi, żeby zrobić mu miejsce. Szybko z tego skorzystał i usiadł
ciężko. Dopiero gdy położył ręce na kolanach zauważyłam, że miał na sobie tylko
bokserki i koszulkę, którą założył zapewne w pośpiechu – ciężko było zignorować
fakt, że spod brody wystawała mu metka, ale on nawet tego nie zauważył.
Przez chwilę panowała cisza,
ale Dean w pewnym momencie odchrząknął.
– To zioła. – Wskazał ruchem
głowy kubek z ciągle parującym naparem. – Pomogą ci się uspokoić.
– Dzięki – mruknęłam w
odpowiedzi. Zrobiło mi się strasznie głupio. Miałam ich w to nie mieszać. – I
przepraszam.
Pochyliłam się i ukryłam głowę
między nogami, bo bałam się, że znowu zacznę płakać, ale łzy nie przychodziły.
– Nic nie szkodzi – odparł
Sam. – Opowiesz nam, co ci się śniło?
Krótki moment zajęła mi
decyzja, czy chcę im mówić, co widziałam. Kolejny dobranie odpowiednich słów,
ale gdy zaczęłam mówić, zdania układały się same.
– Wstałam w nocy, było
strasznie ciemno. Sam gdzieś zniknął, zawołałam go, ale mi nie odpowiedział. Światło
nie działało, a usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Na dole, z kuchni. –
Pociągnęłam nosem. – Wstałam, żeby to sprawdzić i znalazłam ciebie – spojrzałam
na Sama, niemal oskarżając go, że pojawił się w moim koszmarze. – Zbierałeś
odłamki z ziemi, a gdy cie zawołałam, odwróciłeś się i… Miałeś te czarne oczy.
I ta mina. Chciałam uciec, ale wpadłam na Deana. – Zwróciłam się w stronę
wspomnianego Winchestera i zauważyłam na jego twarzy jakiś dziwny wyraz. Nie
potrafiłam go zinterpretować. – Prosiłam, żebyś mi pomógł, żebyś go
powstrzymał, ale odwróciłeś się do mnie. Odwróciłeś się, i twoje oczy też były
czarne. I powiedziałeś…
Zacięłam się. Odetchnęłam parę
razy, żeby się uspokoić.
– Co powiedziałem? – dopytał
Dean, patrząc na mnie tajemniczo. Skoro zaczęłam, musiałam to skończyć.
– Że przyszliście po mnie. Że
już wam nie ucieknę. Chcieliście mnie zabić – wyszlochałam, wycierając
napuchnięte oczy, z których znów płynęły łzy. Sam położył mi delikatnie rękę na
ramieniu i pogładził gołą skórę, przynosząc chwilowe ukojenie.
– Popatrz. – Dean zwrócił moją
uwagę nie słowami, ale tym, że zaczął zdejmować koszulkę. Jednak nie przeciągnął
jej przez głowę, uniósł ją tylko, bym zobaczyła to, co wytatuował na skórze na
jednej z piersi. Był to symbol przypominający słońce, jednak ozdobiony znakami,
których nie znałam i których znaczenia nie rozumiałam. – To nas chroni przed
opętaniem, Lorie. Nie musisz się martwić, że oni zrobią ci coś używając naszych
ciał. – Spojrzałam z zazdrością na tatuaż.
– A ja? – jęknęłam. – Co,
jeśli któryś z nich opęta mnie?
– To raczej niemożliwe –
odezwał się Sam, zabierając rękę, a ja czułam, że razem z dotykiem zabrał mi
też ochronę. Zerknęłam na niego zdziwiona.
– Jak to?
– Skoro jesteś córką Michaela,
twoim potomkiem jest anioł – zaczął wyjaśniać Sam, wyraźnie zadowolony ze
swojej teorii. – Znam tylko jednego demona, który byłby w stanie opętać
człowieka mającego w sobie chociaż szczyptę łaski, a uwierz mi, Crowley w tym
momencie chowa się gdzieś, skulony jak tchórz. Szukamy go od miesięcy.
Pokiwałam głową, przyjmując
pocieszenie. Dean nachylił się, co wyglądało tak, jakby chciał się położyć na
moich nogach, ale on tylko podniósł kubek z szafki i wcisnął mi go w ręce.
– Pij, dobrze ci zrobi –
powiedział. Ciężko było mi uwierzyć, że to ten sam Dean, który parę dni temu
wyraźnie mnie nienawidził. Posłusznie upiłam łyk naparu, który nawiasem mówiąc
był obrzydliwy, ale wywołało to uśmiech na twarzach obu Winchesterów, więc
włożyłam duży wysiłek w to, żeby się nie skrzywić.
– Gdzie Cat? – spytałam, nagle
zdając sobie sprawę z jej nieobecności.
Dean wzruszył ramionami.
– W kuchni jej nie ma, w
okolicy też nie, bo uwierz, że by cię usłyszała – stwierdził zaczepnie, a ten
komentarz nie wiadomo czemu wywołał u mnie blady uśmiech.
– Czy moglibyście jej nie
mówić? – Przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Nie chciałam, żeby wszyscy brali
mnie za mięczaka, zwłaszcza że nie chciałam, by Cat stała się moim cieniem
chodzącym za mną krok w krok już na zawsze.
Bracia spojrzeli po sobie, ale
zgodnie pokiwali głowami. Odetchnęłam z ulgą.
– Dziękuję.
– Będzie lepiej – powiedział
Dean pewnie, patrząc w ścianę. Wstał z łóżka i poczułam, jak materac unosi się
w miejscu, gdzie siedział jeszcze chwilę temu. – Zobaczysz. Zostawiam ją tobie,
Sammy, ja idę na dół.
Sam pokiwał głową, a chwilę
potem zostaliśmy w pokoju sami.
– Możesz iść spać –
powiedziałam, patrząc na niego. Wiedziałam, że jest bardziej zmęczony ode mnie.
Szczerze mówiąc, ja czułam się już całkiem wyspana i pewnie udałoby mi się
przetrwać do rana, w końcu która mogła być teraz godzina.
Sam jednak nawet nie drgnął.
– Położę się, jak ty zrobisz
to samo.
Utkwiłam wzrok w naparze z
ziół i pociągnęłam dużego łyka, chcąc już mieć tą okropną w smaku konieczność
za sobą. Czemu leki nie mogły być dobre? I nie rozumiałam, dlaczego Dean nawet
mi tego nie posłodził, może słodycz przyćmiłaby choć trochę posmak, który
został mi w buzi, gdy w końcu doszłam do dna.
– Nie chcę zasnąć –
stwierdziłam szczerze i odłożyłam pusty kubek na szafkę nocną.
– To nie był twój pierwszy
koszmar, co nie? – spytał, przyglądając mi się badawczo. Nawet gdybym nie
odpowiedziała znał odpowiedź na swoje pytanie, ale postanowiłam mimo wszystko
to zrobić.
– Ta noc w Appleton, gdy
zaatakował mnie wilkołak. Wtedy był pierwszy.
Westchnęłam głęboko.
Wiedziałam, że nie zapyta, co mi się wtedy śniło. Nie chciałam o tym mówić, a
tym bardziej nie miałam ochoty o tym myśleć.
– Po tych ziołach nie powinnaś
mieć żadnych snów – powiedział ze zrozumieniem.
– A jeśli jednak znowu coś mi
się przyśni?
– Będę tuż obok.
***
Po pewnym czasie udało mi się
znowu zasnąć i tak jak zapewnił mnie Sam, nic mi się nie śniło. Dotrzymał słowa
i czuwał przy mnie przez jakiś czas, a gdy powiedziałam, żeby zamiast tego podał
mi rękę i też się położył, spełnił moją prośbę bez protestu. Nikt nie obudził
mnie rano, ale na dole czekał już na mnie Bobby z naręczem otworzonych książek
i ze śniadaniem. Braci nie było w domu, wróciła za to Cat, która powitała mnie
skinieniem głowy.
– Dzień dobry – powiedziałam
stojąc w progu. Bobby uśmiechnął się do mnie ciepło, ale ciężko było zignorować
wory pod jego oczami. Nie chciałam jednak przepraszać go przy Cat. Głupia duma.
– Witaj, Lorie. Zjedz kanapki
i możemy zaczynać, kiedy tylko będziesz gotowa.
– Dobrze.
Podeszłam do stolika. Cat
siedziała na tym samym krześle, co wczoraj, zupełnie jakby nie ruszyła się z
niego przez całą noc.
– Jak się spało? – spytała,
ale jej ton wskazywał na to, że pyta tylko z grzeczności.
– Dobrze – mruknęłam, modląc
się, by mój głos nie drgnął. Bobby nie zrobił zdziwionej miny, więc Dean pewnie
podzielił się z nim moją prośbą. – A tobie?
– Nijak, chciałam się
rozejrzeć, ale wszyscy spali.
Coś podobnego, pomyślałam, ale
nie powiedziałam tego na głos.
– W nocy zwykle ludzie śpią –
skomentował Bobby, a Cat spojrzała na niego, próbując ukryć zdziwienie.
Zjadłam szybko kanapki z
dżemem, chcąc jak najszybciej zacząć zajęcia. Być może wiedza ograniczy moje
koszmary. Coś musiało.
Dwie godziny później
wiedziałam już, czemu Sam i Dean polali Cat wodą święconą, gdy wypadła z szafy.
Podobno prawidłowo przygotowana potrafiła w jakiś sposób wykryć demona, ale
nawet gdy mi to opisał, ciężko było mi to sobie wyobrazić. Poza tym poznałam
masę innych potworów, przynajmniej w teorii. Wiedziałam, że wampiry zabijało
tylko odcięcie głowy, za to potwora o nazwie wendigo trzeba było spalić.
Wilkołaki były wrażliwe na srebro, podobnie jak stwory nazywane przez Bobby’ego
zmiennokształtnymi, a poza nimi także ghule i widma. Za to ze wszystkimi
duchami trzeba było rozprawiać się tak samo – spalić ich szczątki lub coś, co
trzymało ich na tym świecie, a w razie niebezpieczeństwa wspomagać się żelazem
i solą, dzięki której można było utworzyć bezpieczną przestrzeń
nieprzekraczalną dla duszy.
Spamiętanie tego wszystkiego
sprawiało mi trudność, a jeszcze ciężej było mi uwierzyć w to, że bracia do tej
pory walczyli z niemal wszystkimi wymienionymi mi przez Bobby’ego potworami.
Ponadto zaznaczył on, że to są tylko typowe przykłady, a czasem zdarza się
natknąć na coś jedynego w swoim rodzaju. Wtedy, przed polowaniem, należy dobrze
zapoznać się z mitologiami lub innymi pismami, by dowiedzieć się, jak zabić
danego stwora. Wspomniał pewne Boże Narodzenie, gdy Sam i Dean musieli zmierzyć
się z dwoma pogańskimi bożkami i omal nie przypłacili tego życiem. W tamtym
wypadku wybawieniem okazały się kołki z wiecznie zielonego drzewa, jedyna broń,
która była w stanie zabić te kreatury.
Innym razem bracia spotkali
potwora rougarou (czyt. rugaru). Początkowo jest tylko zwykłym człowiekiem,
jednak w pewnym momencie zaczyna on mieć nieprzeciętny apetyt i potrafi zjeść
dosłownie wszystko, szczególnie jednak lubi surowe i krwiste mięso. W pewnym
momencie głód wygrywa i człowiek kosztuje ciała człowieka i to właśnie wtedy
następuje całkowita przemiana, po której nie ma już powrotu. Podczas tej
konfrontacji pomógł im ogień.
Im dłużej słuchałam Bobby’ego
i im więcej czytałam, tym bardziej bolała mnie głowa od nadmiaru informacji.
Gdy szłam na prowizoryczną strzelnicę za domem wszystko pomieszało mi się w
takim stopniu, że zastanawiałam się, czy srebro osłabiało ghule, czy wampiry i
nie mogłam sobie przypomnieć, jak walczyć z czarownicami, na które
poświęciliśmy dobrych parę minut.
– Nie martw się, z czasem
wszystko się utrwala – pocieszał mnie Sam, gdy poskarżyłam mu się na swoje
trudności.
– Wiem – stwierdziłam.
Postanowił, bym najpierw
doprowadziła do perfekcji strzelanie z normalnego pistoletu i jak na razie
przypomniał mi, jak się broń odbezpiecza, zabezpiecza i w jaki sposób ją
przeładować. Gdy szło mi już dostatecznie dobrze, podprowadził mnie do
samotnego drzewa, na którym powiesił tarczę.
– Spróbuj w nią trafić –
polecił, gdy staliśmy ciągle dobrych dwadzieścia metrów od celu. Chciałam
podejść, ale zatrzymał mnie. – Stąd, Lorie, stań tutaj.
Nakreślił na ziemi linię
piętą. Przeszłam za nią i wycelowałam. Wystrzał odrzucił moje dłonie do tyłu, a
Sam kazał mi kontynuować do wyczerpania magazynku. Gdy naboje się skończyły,
podeszliśmy do drzewa.
– Nie jest tak źle –
stwierdził Sam, patrząc na tarczę. Jedna, jedyna kula lekko musnęła kartkę z
brzegu. – Jeszcze raz.
Znowu odeszliśmy od drzewa,
przeładowałam pistolet i ponownie wycelowałam, ale zanim nacisnęłam spust,
usłyszałam Sama:
– Trochę źle stoisz –
powiedział cicho, a ja spojrzałam na niego pytająco. Przeszedł za mnie i
poprawił mi ustawienie nóg. – Musisz być bardziej stabilna. Nie prostuj też tak
rąk, przez to wyrzut może Ci uszkodzić stawy w łokciach i mimo wszystko
bardziej się trzęsiesz. No, tak lepiej. – Delikatnie zgiął mi ręce, zupełnie
nieświadomy tego, że właściwie mnie obejmuje. Odszedł po chwili i znowu stanął
z boku. – Spróbuj teraz.
Starałam się stosować do
wszystkich jego wskazówek i znowu wystrzeliłam cały magazynek. Gdy podeszliśmy
do drzewa, Sam był wyraźnie zadowolony. Pokazał na kartkę, na której zauważyłam
cztery nowe dziury i chociaż dalej byłam daleko od tarczy, uwierzyłam że mogę
dać sobie z tym radę, jak tylko trochę poćwiczę.
Winchester pokazał mi parę
własnych sposobów, w jakie trzyma takie pistolety jak ten, na którym ćwiczyłam,
w zależności od okoliczności. Stwierdziłam, że zdecydowanie wolę trenować
używając obu rąk, ale wizja korzystania tylko z jednej była bardzo kusząca i
postanowiłam, że w przyszłości z pewnością to opanuję. Po kolejnych wskazówkach
mojego nauczyciela i zużyciu paru następnych magazynków mogłam pochwalić się
jednym, zapewne przypadkowym, trafieniem w tarczę, oczywiście bliżej brzegu niż
środka, ale to zawsze coś. Poza tym kule trafiały albo w drzewo, albo poza
tarczą. Sam mimo wszystko wydawał się zadowolony.
– Całkiem nieźle jak na
pierwszy raz – pochwalił mnie i uśmiechnął się ciepło. Czasem naprawdę nie
miałam pojęcia, czy mówi tak tylko z grzeczności, czy rzeczywiście tak sądzi,
ale mimo wszystko byłam mu wdzięczna. Odwzajemniłam uśmiech, chcąc mu tym samym
podziękować.
– Tyle na dziś? – spytałam.
– Nie wiem jak ty, ale ja
jestem głodny jak wilk. Idę coś zjeść.
Pokiwałam głową, ale sama nie
byłam specjalnie głodna.
– Pójdę z tobą i zgarnę z
kuchni Cat, może uda się odkryć te moje specjalne zdolności. – Machnęłam dłońmi
w powietrzu, udając że czaruję, a Sam parsknął śmiechem.
– Tylko nie rzuć na mnie
jakiejś klątwy, jak je odkryjesz.
– Zastanowię się –
powiedziałam po chwili namysłu.
Szliśmy chwilę milcząc, a
ponieważ dom znajdował się niedaleko myślałam, że cisza będzie nam towarzyszyć
aż do progu, ale Sam przerwał ją, szturchając mnie zaczepnie łokciem.
– Jak się czujesz?
– Lepiej – odpowiedziałam po
chwili namysłu. Zdziwiło mnie to, ale mówiłam zgodnie z prawdą. Gdy zajmowałam
się nauką, nie miałam czasu na rozmyślenia o Loganie, czy mamie, a wspomnienia
o koszmarze odeszły na boczny tor, dzięki czemu czułam się pewniej, ale byłam
też nieco zażenowana przez moje nocne zachowanie.
– Każdy z nas ma czasem chwile
słabości – przyznał się Sam, zupełnie jakby czytał mi w myślach. – To nic
dziwnego.
– Sugerujesz, że wam też
koszmary nie dają spać po nocach?
Uśmiechnął się pod nosem.
– Czasem koszmary, a czasem
myśli.
– Myśli?
– Wiesz co jest najgorsze? –
Dał mi chwilę, bym samodzielnie zastanowiła się nad odpowiedzią i dopiero na
widok mojej zagubionej miny dokończył. – Gdy nie uda nam się kogoś uratować.
Mimo starań, mimo świadomości, że tej osobie coś grozi. Leżysz wtedy całą noc i
myślisz, chociaż wiesz, że takie rzeczy się zdarzają, co zrobiłeś źle, czego
nie zrobiłeś, a powinieneś. – Zamilkł i otworzył mi drzwi.
– Przykro mi.
– Nie da rady uratować
wszystkich, nie gdy zajmujesz się tym, co my. Jest tylko jedna jedyna myśl,
która pociesza i jest nią świadomość, że zapobiegamy morderstwom, które
zdarzałyby się dalej, gdybyśmy nie powstrzymali tych potworów. To pomaga
zasnąć.
Pokiwałam głową, wiedząc o
czym mówi. Całe studia przygotowywali nas do tego, że nie uda nam się uleczyć
wszystkich chorych osób i bez względu na to, jak ciężko byśmy pracowali i jak
bardzo byśmy się starali, ktoś w końcu umrze. W przeszłości wiele lekarzy
pomimo ostrzeżeń kończyło studia, a potem leczyli się na depresję, gdy jeden z
ich pacjentów pożegnał się z tym światem, a oni brali całą winę na siebie.
– Jeszcze gorsze jest, gdy
tracisz w ten sposób przyjaciół – dodał Sam pod nosem zanim weszliśmy do
kuchni.
Miałam dość taktu, by nie
pytać, kogo miał na myśli. Parę dni temu sama straciłam członków rodziny i
wiedziałam, jak ciężkie potrafiły być niektóre chwile bez nich.
Dean zajął się naprawą
samochodu, tym razem jednak nie pracował przy Impali, ale przy samochodzie
szeryfa, dlatego po skromnym obiedzie postanowiłam zamiast niego wykorzystać
Cat.
– Masz jakiś pomysł na to, jak
sprowokować u mnie te całe moce? – spytałam, gdy wychodziliśmy z domu. Bobby
kategorycznie zabronił nam przeprowadzania jakiekolwiek eksperymentów wewnątrz
jego domu. Pokazał wtedy swoje nogi i mruknął pod nosem coś, czego nie
dosłyszałam.
– Zwykle takie rzeczy
ujawniają się w chwilach niebezpieczeństwa – powiedziała sucho.
– Parę dni temu nic się nie
stało, a jak mi się wydaje omal śmiertelne pobicie zalicza się do
„niebezpieczeństwa”. – Wspomniałam, jak bardzo pomocne okazałyby się jakieś
paranormalne umiejętności w starciu z demonami w moim rodzinnym domu.
– Nie do końca jestem
przekonana co do tego, jak to może działać – przyznała Cat, gdy stanęliśmy w
pewnej odległości od domu. Widziałam stąd, jak Dean pochyla się pod maską i
szuka usterki. – Anioły po prostu używają swoich mocy, czują łaskę i ją
wykorzystują. Skoro do tej pory nie wiedziałaś, że jesteś inna od reszty,
raczej jej nie wyczuwasz. Mam rację?
Pokiwałam głową. Ustawiła mnie
na wprost siebie.
– Sprawdzę, co tam masz w
środku – powiedziała, kładąc mi rękę na klatce piersiowej. Miałam co do tego
złe przeczucie. – Może trochę zaboleć.
Po chwili poczułam delikatne
mrowienie, ale szybko minęło. Cat spojrzała mi w oczy, marszcząc brwi.
– Dziwne.
– Co jest dziwne?
– Rzeczywiście otrzymałaś od
ojca część łaski. Ale nie jest czysta.
Nie rozumiałam niczego z tego,
co do mnie mówiła. Musiała zobaczyć to w moich oczach, bo zamknęła oczy i przez
moment wyglądała na skupioną.
A potem zaczęła lśnić.
Zupełnie, jakby w jej wnętrzu jednocześnie włączyło się tysiące lamp, a blask
wylewał się spod jej powiek i ust, jednocześnie czysty, piękny i niebezpieczny.
Za jej plecami zauważyłam cień skrzydeł, normalnie niewidocznych i poczułam na
skórze ciepło emitowane przez jej ciało.
Wszystko pojawiło się w takim
samym tempie, jak zniknęło i zanim zauważyłam ponowną zmianę, przede mną znowu
stała Cat-człowiek.
– To była czysta łaska –
podsumowała. Postarałam się zlikwidować z twarzy wyraz szoku, ale było to
ciężkie.
– Co to znaczy, że moja nie
jest czysta? – spytałam z lękiem, zauważając jak drży mi głos.
– Nie jestem przekonana. Może
być bezużyteczna.
– Ale nie musi? – Pokręciła głową.
– Może się też okazać, że
będzie potężna. O wiele potężniejsza niż ta moja, czy jakiegokolwiek innego
anioła.
Przełknęłam ślinę, modląc się
o to, by pierwsza wspomniana przez nią opcja była właściwa, a tymczasem Cat
znowu położyła mi rękę na mostku.
– Spróbuję ją uaktywnić swoją
łaską. Stój spokojnie.
Pokiwałam głową w pośpiechu.
Tym razem poczułam ciepło
wlewające się do mojego ciała i otaczające je niczym chmura pary tuż przed
kąpielą. Ogarnął mnie spokój i zamknęłam oczy. Odprężenie nie trwało długo,
poczułam jak nagle coś gwałtownie wyrywa je z mojego ciała i zdziwiona uniosłam
powieki. Cat leżała na ziemi dziesięć metrów ode mnie, a Dean oderwał się od
samochodu i przeszedł parę metrów w naszą stronę.
Podbiegłam do anielicy jak
tylko odzyskałam czucie w nogach. Przyglądała się swojej dłoni, tej, którą mnie
dotykała. Gdy na nią spojrzałam, wiedziałam już czemu – skóra była poczerniała
i w wielu miejscach zwęglona, a z ran pomiędzy czarnymi plamami sączyła się
krew.
– O mój Boże – jęknęłam,
kucając. Dean, widząc moją reakcję, również podbiegł i odwrócił się na widok
dłoni Cat, klnąc pod nosem. – Przepraszam, Cat, nie chciałam.
– Nic się nie stało.
Położyła zdrową rękę na ranach
i chwilę potem jej ręka wyglądała jak nowa. No tak, a ja tak się o nią bałam.
Dean pokręcił się chwilę w miejscu dla uspokojenia, a potem zadał pytanie,
które kołatało mu się w głowie pewnie od początku tego zamieszania:
– Co to, kurde, było?
– Obrona – wytłumaczyła Cat.
Podniosła się z ziemi i otrzepała z pyłu ubranie, a właściwie to, co z niego zostało.
– Gdy tylko naruszyłam twoją łaskę, zaczęłaś pochłaniać moją.
– Pochłaniać łaskę? –
powtórzył Dean. – To niemożliwe.
Cat wskazała na mnie.
– Ta niemożliwość stoi przed
nami.
Pokręciłam głową, gdy oboje
wlepili we mnie wzrok.
– Co to w ogóle znaczy? Jak
to, pochłaniam łaskę? – Gapiłam się przerażona na swoje ręce.
– Gdy spróbowałam się wycofać,
nie chciałaś mnie puścić, Lorie.
– Ale ja… – zaczęłam, ale nie
mogłam znaleźć odpowiednich słów. – Przecież ja tylko stałam, jak kazałaś.
– Cass ją leczył parę dni
temu – odezwał się Dean. – Wszystko było w porządku.
– Bo nie naruszył ogniska –
stwierdziła Cat, a gdy zauważyła niezrozumienie w naszych minach, westchnęła
głęboko. – To źródło łaski. Czy pytaliście się kiedykolwiek Castiela, jak
działa jego moc? – rzuciła oskarżycielskim tonem w kierunku Winchestera, a ten
pokręcił tylko głową. Najwyraźniej nie szukał wytłumaczenia rzeczy, które były
dla niego przydatne. – O losie – jęknęła, znużona.
Najwyraźniej nie miała ochoty
na zabawę w nauczyciela, bo więcej na ten temat nie wspomniała.
– Możesz ją przejąć, ja już
skończyłam – rzuciła do Deana na odchodnym.
– Jak to, skończyłaś –
zawołałam za nią, a ona odwróciła się, słysząc mój głos. – Dopiero zaczęłyśmy,
a ja dalej nic nie umiem.
– I niczego cię nie nauczę, to
zbyt ryzykowne. Tym razem udało mi się wyrwać, nie będę się narażała.
Wróciła do domu, nawet nie
oglądając się za siebie. Jęknęłam załamana. Cudownie, byłam tykającą bombą zegarową
i nikt nie miał zielonego pojęcia, jak mnie rozbroić. Co groziło wszystkim dookoła?
Zwęglenie, w ułamku sekundy.
– Możesz poczekać, aż skończę
z samochodem? – spytał Dean, wycierając ubrudzone smarem ręce o spodnie.
– Jasne.
– Zajmie mi to dosłownie
chwilę, muszę jeszcze coś dokręcić.
Pokiwałam głową i poszłam za
nim do warsztatu.
– To samochód szeryfa? –
spytałam, by utrzymać rozmowę. Dean uśmiechnął się delikatnie.
– Tak, Jody podrzuciła go
wczoraj. Podobno chciała go już dzisiaj odebrać.
– Jesteście ze sobą na ty? –
Zdziwiłam się.
– Kiedyś uratowaliśmy ją przed
jej synem.
Otworzyłam szeroko oczy,
ponownie nic nie rozumiejąc. Dean zerknął na mnie spod maski i przybrał poważny
wyraz twarzy.
– Młody wyjątkowo bardzo nie
chciał umierać. Po śmierci odwiedził ich dom i zabił swojego ojca.
Przyłożyłam dłoń do ust. To
musiało być okropne.
Dean uwinął się z samochodem w
niecałe dziesięć minut, a gdy go odpalił i stwierdził, że silnik działa bez
zarzutów, wyjął kluczyk ze stacyjki i podszedł do mnie.
– No, możemy zaczynać.
Zerknęłam na jego ciągle
brudne od smaru dłonie, gdy przybrał pozycję gotowości do walki.
– Nie pójdziesz się najpierw
umyć? – spytałam, nie ruszając się z miejsca.
– Dzisiaj uczysz się uników, a
to – wskazał gestem ręce. – Będzie idealną mobilizacją.
Stanęłam przed nim, nie
wiedząc co miałam robić. Liczyłam na to, że zacznę od jakiegoś worka
treningowego, albo ćwiczeń, nie byłam przygotowana na bezpośrednią konfrontację
na samym początku.
– Tylko nie uciekaj –
powiedział z błyskiem w oku i przystąpił do ofensywy.
Po chwili zrozumiałam,
dlaczego zabronił mi biec. Nie było nawet mowy, żebym wyszła z tej walki czysta
i jedyną drogą ratunku przed smarem wydawał się tylko jak najszybszy sprint i
liczenie na to, że Dean nie jest najlepszym biegaczem. Uparcie jednak
próbowałam uniknąć kolejnych zamachów. Nie bił mnie mocno, ale też nie
oszczędzał ze względu na moją płeć. W pewnym momencie udało mi się zablokować
jego cios, bardziej dzięki szczęściu niż zawdzięczając to umiejętnościom,
jednak w tym samym momencie kucnął i podciął mi nogi, przez co upadłam ciężko
na tyłek.
Dean dobrze się za to bawił,
chichotał pod nosem, ewidentnie zadowolony z faktu, że dawał mi wycisk.
Wkurzona wstałam, ignorując to, że i tak byłam już cała brudna i przyjęłam
pozycję, która wydała mi się dosyć niezłą imitacją Deana. On jednak szybko
udowodnił mi to, jak niestabilnie stałam i po chwili znowu leżałam na ziemi.
Nie dawałam za wygraną i
bezustannie dźwigałam się na nogi, ale po paru godzinach już dawno przestałam
liczyć, ile razy mnie wywrócił. Gdy teraz patrzyłam na niego z dołu, w jego
oczach ciągle tlił się łobuzerski wyraz, co tylko bardziej podziałało mi na
nerwy i mobilizowało do dalszej walki. Szkoda, że moje obolałe mięśnie i kości
miały inne plany, nie mówiąc o pulsujących plecach. Parę razy upadłam na ziemię
prosto na nie i zdziwiłabym się, gdyby żadna z podłużnych ran się nie
otworzyła.
– Co, już masz dość? – spytał
Dean, rozbawiony, gdy nie wstawałam.
– Chciałbyś – rzuciłam.
Ignorując ból, podniosłam się
całą siłą woli i miałam wrażenie, że tylko umysł utrzymuje moje ciało w pozycji
stojącej – ciało już dawno temu się poddało. Jednak gdy po raz kolejny Dean
posłał mnie na ziemię, czułam że nawet moją wolę opuszczają siły.
– No już, starczy ci na
dzisiaj – zaczął Dean, ale go nie słuchałam. Musiałam nauczyć się jak
najwięcej. Zignorowałam zachodzące słońce, ból i zwątpienie w jego oczach,
postarałam się wyprostować nogi i uniosłam ręce, gotowa do obrony.
Dean posłusznie zaczął mnie
atakować. Nie minęło nawet parę sekund, zanim znowu opadłam na ziemię, ale tym
razem to nie była wina ataków. Potknęłam się o własne nogi. Winchester nachylił
się nade mną, położył mi palec na gardle i przejechał nim po skórze, tak jakby
chciał paznokciem poderżnąć mi gardło. Spowodowało to nieprzyjemny dreszcz,
jednak starałam się tego nie okazać.
– W walce z demonem, już nie
żyjesz – stwierdził sucho. Spojrzałam na niego z gniewem.
– Byłoby o wiele łatwiej,
gdybyś w ogóle powiedział mi, co mam robić – wysyczałam.
– Wtedy musiałbym grać fair –
zauważył. – A oni nigdy nie grają fair, Lorie. Jutro zaczniesz ze mną, może
rano pójdzie ci lepiej.
Podniósł się i podał mi rękę,
chcąc pomóc mi wstać, jednak zignorowałam ją i podniosłam się samodzielnie. Starałam
się, tak bardzo się starałam, bo chciałam pokazać, że nie jestem kompletnie
zielona i jak zwykle nic z tego nie wyszło. Liczyłam, że Dean pokaże mi jakieś
ruchy, wskaże sposoby unieszkodliwiania kogoś, gdy sytuacja będzie
beznadziejna, a tymczasem on wolał pastwić się nade mną i śmiać się z góry. A
ja, głupia, myślałam że chciał mi pomóc!
– Hej – zawołał za mną.
Zignorowałam go i ruszyłam do domu, ale on złapał mnie za nadgarstek i zmusił
do pozostania. Spojrzałam na niego, starając się cisnąć w jego stronę tysiące
błyskawic i żałowałam, że nie umiem kontrolować tej całej łaski. Posłałabym go
na łopatki bez zmrużenia oczu i wcale nie byłoby mi przykro, gdyby przy okazji
poparzył się tak jak wcześniej Cat.
– Czego chcesz?
– Nie chcę, żebyś umarła.
Miarka się przebrała. Wyrwałam
nadgarstek i podeszłam do niego wkurzona jak nigdy dotąd.
– I myślisz, że parogodzinne, bezsensowne
pokazywanie, do czego jesteś zdolny w czymkolwiek pomaga?! – syknęłam, nie
chcąc robić dużego hałasu.
– Myślisz, że to było
bezsensowne? – spytał, ale mina mu zrzedła. Przynajmniej pozbawiłam go tego
głupiego uśmieszku.
– Nie nauczyłeś mnie absolutnie
niczego. Nawet przy Cat dowiedziałam się więcej.
Wywrócił oczami i zamachnął
się na mnie. Wiedziałam, że mnie nie uderzy, ale mimo wszystko moja ręka
samoistnie skoczyła do góry i zablokowała atak. Spojrzałam zdziwiona, najpierw
na swój blok, a potem na Deana. Przyglądał mi się z dziwną miną.
– Najwyraźniej czegoś jednak
się nauczyłaś.
Poczułam, jak krew napływa mi
do policzków.
– Nie spodziewaj się, że
będziesz walczyła jak ja czy Sammy po jednym dniu ćwiczenia – powiedział chłodno,
a mi zrobiło się okropnie głupio. – Siedzimy w tym od dziecka, daj sobie trochę
czasu.
Odwróciłam wzrok.
– Przepraszam… Ja tylko…
Dean uśmiechnął się delikatnie
i poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu.
– Jak na razie zostaw
odganianie koszmarów nam.
– Nie chcę być taka
bezużyteczna. – Usłyszałam głośny śmiech Winchestera.
– Jutro odwrócimy role, okay?
Może podłapiesz ode mnie jakieś uniki.
Prychnęłam.
– Nawet cię nie trafię.
– Pewnie nie – odpowiedział,
ciągle rozbawiony. – Ale jeśli ci się uda, pomyślimy nad jakąś nagrodą.
Spojrzałam na niego zdziwiona,
ale ten odwrócił się ode mnie i usiadł na starej oponie niedaleko samochodu
szeryfa. Impalę przeniósł na front domu i ustawił niedaleko niebieskiego
pick-upa Bobby’ego przerażony myślą, że moje treningi znowu uszkodzą jego
dziecinkę. Musiałam przyznać, że wczoraj odwalił kawał dobrej roboty – na chevrolecie
nie było ani śladu po wcześniejszych uszkodzeniach. Otworzył przenośną
lodóweczkę i wyjął z niej piwo, a sądząc po paru pustych butelkach wokół
samochodu, nie było ono pierwsze tego dnia.
– Chcesz? – spytał, gdy
wysączył już pierwszego łyka.
– Nie, dzięki – odpowiedziałam.
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, czy wrócić do domu, ale postanowiłam
nie zostawiać go samego. Postanowiłam zaryzykować pytaniem. – Jakim cudem
skończyliście ganiając potwory?
Przycupnęłam na ziemi,
stwierdzając że ziemia i tak jest ciepła, a Dean pociągnął z butelki kolejnego
łyka.
– To długa historia, a ja nie
jestem zbyt dobry w opowiadaniu.
Nie dawałam za wygraną.
– Możesz chociaż spróbować.
Dean gapił się przez chwilę
gdzieś w przestrzeń nad moją głową z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Po chwili
wiedziałam już, dlaczego.
– Wiem, kim ona jest –
usłyszałam znajomy głos, zanim zerwałam się ze strachu na równe nogi.
Sprawdziłam, kto jest źródłem dźwięku i zauważyłam mężczyznę w długim, beżowym
płaszczu, w którym rozpoznałam anioła sprzed paru dni.
– Cholera jasna – przeklęłam,
łapiąc się za klatkę piersiową. Omal nie dostałam zawału. – Czy on zawsze
pojawia się tak znikąd? – spytałam Deana. Castiel zrobił zdziwioną minę.
– Nie pojawiłem się znikąd,
byłem przed chwilą w…
– Dobrze, Castiel, dobrze –
przerwał mu Dean, a adresat zrobił niemal obrażoną minę. – My też wiemy już,
kim jest Lorie.
– Wiecie? – Anioł wydawał się
zaskoczony.
– Kogo ja widzę! – usłyszałam Cat,
a Castiel jeszcze bardziej się skrzywił. Nie spodziewał się takiego powitania,
to było pewne. Szatynka szła w naszą stronę, a za nią zauważyłam Sama i Bobby’ego.
– Catherine? – Castiel nie
krył zdziwienia. – Co ty tu robisz?
– Właściwie to chroni mnie –
odpowiedziałam za nią.
– Jak cię ostatnio widziałam,
schodziłeś na ziemię, by podziwiać wielki potop – paplała Cat, ciągle zwrócona
do Castiela.
Czy ona gadała o arce Noego?
– Wiele się wydarzyło od
tamtego czasu – skwitował anioł, bacznie obserwując swoją rozmówczynię. – Ale nie
przyszedłem tutaj tylko ze względu na nią – mówiąc to, wskazał na mnie ruchem
głowy.
– Coś się stało? – spytał Sam,
wyraźnie zaniepokojony.
– Raphael wykradł harfę Dawida
– powiedział grobowym tonem. – Szykuje się wojna.
Rozdział przyjemnie mi się czytało.
OdpowiedzUsuńPo końcówce chce już następny.
Czekam na kolejny z niecierpliwością.
Cieszę się. :D Liczę, że zostaniesz na dłużej! :*
UsuńCześć. :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że główna bohaterka została nauczona przez rodzicielkę co jest w życiu ważne, a raczej kolejność - najpierw wykształcenie, a później facet, rodzina. Faktycznie sen miała straszny, nie dziwię się, że krzyczała...bo mnie aż przeszły dreszcze po plecach. Lorie, tak ma na imię główna bohaterka, muszę zapamiętać. Lorie. Okej, pamiętam. :) Sam zbyt dobrze widzi wszystko po Lorie, troszczy się o nią martwi, pokazał to szczególnie słowami "to ja będę obok". Sam i Lorie...jakoś tak wydaje mi się, że chłopaka coś w niej fascynuje..może coś czuje do niej? Wydaje mi się, że moc Lorie będzie bardziej skomplikowana niż wszyscy myślą. Podoba mi się Lorie. Może sama powinna poczytać i sama spróbować czegoś ze sobą zrobić?
Pozdrawiam,
http://akfradratposiadaartystycznaduszyczke.blogspot.com
Hejo! :*
UsuńDziękuję za koma. No cóż... Sam i Lorie... :D Nie mogę spoilerować, wszystko okaże się w swoim czasie. :D A co do Twoich dedukcji w związku z dalszą edukacją Lorie, no to wiesz fajnie by było, gdyby to wszystko było takie proste że można o wszystkim przeczytać. :D Nie zapominajmy, że Lorie jest jedynym znanym takim przypadkiem, nikt nigdy (nawet jakby chciał) nie mógłby napisać przewodnika dla niej "Jak korzystać z moich umiejętności?". :)
Buźka!
Wróciłam! Bez herbaty i ciasta, które było - notabene - bardzo dobre, ale jednak jestem :)
OdpowiedzUsuńOd razu mówię, że o serialu Supernatural tylko słyszałam. Nie oglądnęłam ani jednego odcinka, więc zatelefonowałam do cioci Wikipedii i ona wszystko mi opowiedziała.
Nie jest źle - pomyślałam i zabrałam się do czytania.
Prolog - cóż - on chyba najbardziej przypadł mi do gustu. Stało się to zapewne za przyczyną narratora. Sama nie umiem pisać w trzeciej osobie, więc jak widzę taką narrację siadam i otwieram oczy ze zdziwienia. Opisałaś tę akcję tak lekko, niesamowite.
W dalszych częściach poznałam Lorie - dziwną istotę o krwi anioła.Spodobała mi się. Polubiłam ją.
Co do chłopaków... no nie wiem, ale nie ufam im.Tak, ja wiem, że są dobrzy. Jednak fakt, że chodzą sobie po mieście i mordują demony przemawia... no cóż... Zawsze kiedyś mogę się pomylić i zabić nie tę istotę, co trzeba.
Wiem, głupoty gadam :D
No nic, bardzo mi się podobało i czekam na kolejne rozdziały. Mam nadzieję, że dodasz je szybko, bo do tej pory tępo nie było powalające ;)
Pozdrawiam,
Ress
Kapitan Ameryka-Pierwszy Avenger
Wejdź do świata magii...
Walcz lub zgiń
PS. Zapraszam :)
Nad tempem postaram się popracować, ale wiesz jak to jest na początku - chciałabym wszystko ładnie przedstawić, żeby potem mieć z głowy. :D a ciężko pisać jak co tydzień po parę sprawdzianów (na szczęście coraz bliżej wakacje <3)
UsuńA niestety nie lubię narracji 3-osobowej. :<
Cieszę się strasznie, że się spodobało i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, a za Twoje blogi wezmę się najszybciej jak będę mogła. :)
Nie masz zaufania do braci? :D no cóż, może z czasem nabierzesz. :D
Pozdrawiam gorąco! :D
Czy ja tam napisałam "tępo"? :o
UsuńKill me, please.
I ja się na filologię polską wybieram, no ładnie :D
Koniec z pisaniem komentarzy po 21 :D
No no muszę przyznać że mnie zaskoczyłaś całkiem pozytywnie.
OdpowiedzUsuńElizabeth nie jest taką zwykłą dziewczyną i czuje, że jeszcze się wiele wydarzy i to bardzo.
Widać że ma tajemniczą moc i może być niebezpieczna.
Pokazała to już przy Cat, że wydawała się być wystraszona.
Podobał mi się też moment treningu z Deanem.
Widać że ma hart ducha i nie okazuje strachu.
Podoba mi się właśnie taka.
Normalnie cudownie że trafiłam na takie opowiadanie.
Nie tylko pomoże przetrwać okres oczekiwania na nowy sezon SN ale jest tak wspaniały że nie można mu się oprzeć.
Chociaż mam przeczucie że spotkanie z Winchesterami może źle się skończyć dla Beth.
Jakoś tak mi się wydaje.
Bo zazwyczaj spotkania z Winchesterami nie wychodzą nikomu na dobre, no chyba że ty pokażesz inaczej.
No aż jestem ciekawa i czekam na ciąg dalszy.
pozdrawiam mocno!
Jejku, dziękuję Ci ślicznie za miłe słowa! :* Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się ciągiem dalszym. :D
UsuńNo cóż, jakbym zabiła główną bohaterkę w na początku akcji to trochę takie lipne by było, nie jestem autorem Gry o Tron! Dlatego jak na razie jeszcze trzyma się całkiem nieźle. :D
PS. Główna bohaterka to nie Beth, tylko Lorie. :*
Pozdrawiam gorąco i buźka! :*
Ile ja bym dała,żeby zobaczyć w serialu Deana w samych bokserkach :D
OdpowiedzUsuńEkhem,no ale od początku:
Dziewczyno!Czapki z głów! Masz chyba najlepszy styl ze wszystkich autorek,jakich blogi czytam. Zero błędów stylistycznych,ortograficznych czy jakichkolwiek. Akcja jest świetna,nieważne czy jest to walka czy przedstawienie relacji między bohaterami. Jeśli o nich mowa to są idealni w każdym calu. Wszystkiego jest w sam raz,dialogi są dobre i opisówki czy to miejsc,czy wewnętrznych rozważań także,plus raz na jakiś czas ciekawe metafory. No czego chcieć więcej? :)
No i fabuła jaka ciekawa przede wszystkim :D Z mojej strony 3x tak,przechodzisz dalej ;)
Mam tylko nadzieję,że jeszcze kontynuujesz to opowiadanie,bo jak widzę na razie jest zastój :(
Ściskam! :)
Hejka! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci ślicznie. :D Według mnie jeszcze odnośnie stylu dużo mi do perfekcji brakuje, ale po prostu jestem perfekcjonistką i jak czasem czytam i widzę niektóre powtórzenia to aż mnie skręca. XD
Opowiadanie jak najbardziej będę kontynuowała, czekam tylko na bardziej produktywny okres, bo wakacje raczej nie służą moim chęciom do pisania. :P Jak narazie rozdział następny jest w trakcie pisania - kiedy się pojawi, nie jestem w stanie powiedzieć, ale mam nadzieję że jak najszybciej. :)
W każdym razie bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej. :D
Buziaki! :*