„Niech śmierć zawsze będzie z tobą.
Kiedy będziesz musiał zrobić coś ważnego,
ona da ci siłę i odwagę.”
~Paulo Coelho
Pierwszą rzeczą, którą
uświadomiłam sobie po odzyskaniu przytomności, był promieniujący z jednej z
kostek tępy ból, chociaż nie potrafiłam odtworzyć w pamięci momentu, w którym
mogłabym ją uszkodzić. Na tym się nie skończyło. Już chwilę potem docierały do
mnie kolejne bodźce świadczące o uszkodzeniu ciała – szczypiące od obtarć
kolana i łokcie, piekące z jakiegoś powodu nadgarstki i pulsująca głowa. Chciałam
jakoś ją rozmasować, ale szybko zorientowałam się, że zesztywniałe ręce ani
drgną. Byłam skrępowana.
Natychmiast otworzyłam oczy.
Leżałam na betonie w jakimś zimnym i ciemnym pomieszczeniu, które na pewno nie
było pokojem w hotelu. Łącząc wygląd ze swoistym zapachem grzyba i pleśni
wywnioskowałam, że znajdowałam się w jakiejś piwnicy. Ból głowy nasilił się,
gdy próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy wieczór. Jęknęłam cicho.
Pamiętałam uśmiech Sama w
kuchni podczas przygotowywania kolacji. To wtedy wrócił Dean.
Nie powinno jej tu w ogóle z nami być.
Jego słowa wciąż obijały się
nieznośnie w mojej pamięci. Wtedy zrobiłam to, co wychodziło mi najlepiej, jak
spotykałam jakiś problem. Uciekłam. Byłam wściekła, przecież tak bardzo się
starałam, tyle pracowałam żeby w jakikolwiek sposób im się przydać. I wydawało
mi się, że dam sobie radę. Chciałam wrócić do Bobby’ego, a może potem w jakiejś
niedalekiej przyszłości, sama zająć się zabijaniem potworów. Przecież
wiedziałam, jak śmiercionośne było srebro dla wilkołaków i zmiennokształtnych,
umiałam już rozpoznać demona i narysować pułapkę, a gdybym jakiegoś złapała –
co to za problem przeczytać egzorcyzmy?
Mogłabym pomścić mamę i Logana,
uratować tylu ludzi.
Ale okazało się, że Dean miał
rację. Nie powinnam tutaj być, a ceną za głupią pewność siebie i naiwność było
moje życie.
Spróbowałam wstać, co okazało
się niezwykle trudne biorąc pod uwagę to, że moje ręce i nogi ktoś solidnie
związał grubym sznurem. Po paru próbach w końcu mi się udało, ale nie czułam
się ani trochę lepiej niż wcześniej. Wręcz wydawało mi się, że wszystko boli
mnie parokrotnie bardziej niż wtedy, gdy ciągle leżałam na wilgotnej podłodze.
Uniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła. Pod szarymi,
zaplamionymi wilgocią i jakąś ciemną substancją ścianami stało parę pustych,
metalowych półek. Gdy przeniosłam wzrok wyżej, zauważyłam oblepione pajęczynami
małe okienko tuż przy suficie, zdecydowanie zbyt małe, żeby się przez nie przecisnąć.
Za szybą falowały na wietrze gałęzie jakiegoś drzewa. Przydałoby się trochę
więcej szczegółów, żeby chociaż z grubsza ocenić moje położenie, ale z tej
perspektywy nie widziałam nic godnego uwagi.
Noc minęła, a Winchesterowie
w dalszym ciągu mnie nie znaleźli.
– Ładnie pachniesz –
usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się szybko, chcąc
zidentyfikować sprawcę i ona rzeczywiście tam stała, pod ciężkimi, metalowymi
drzwiami i jak gdyby nigdy nic obserwowała mnie z uśmiechem. Kobieta w moim
wieku w schludnej, białej bluzce i czerwonej spódniczce. Zamurowało mnie, gdy
zobaczyłam jej twarz.
– Karen?! – wyjąkałam. – To
niemożliwe. Przecież Dean…
Dziewczyna zaniosła się
śmiechem, przyprawiając mnie o nieprzyjemny dreszcz.
– Wspaniale, co nie? –
spytała z wyraźnym zadowoleniem. – Wykiwać Winchestera.
Odepchnęła się od drzwi i
zaczęła powoli iść w moim kierunku, a odgłos obcasów uderzających o ziemię z
każdym jej krokiem odbijał się echem od pustych ścian.
– Był taki zawiedziony, jak
go wczoraj wygoniłam.
Gdy w końcu zbliżyła się do
mnie na odpowiednią odległość, schyliła się i powąchała mój kark. Sparaliżował
mnie strach.
– Oni cię znajdą –
pogroziłam, licząc na to, że Karen nie usłyszy drżenia w moim głosie. – Znajdą
i zabiją.
Wybuchła śmiechem, zgniatając
tym samym moją ostatnią nadzieję jak nic nieznaczącego robala. Wbiła palce w
moje policzki, zmuszając tym samym do spojrzenia jej w oczy.
– Nikt mnie nie znajdzie,
złotko – powiedziała słodko, chociaż każde jej słowo przesycone było jadem. –
Zanim ci idioci zorientują się, że ta dziwka Olivia nic nie zrobiła, ja już
będę daleko.
Popchnęła mnie do tyłu, ale
udało mi się utrzymać równowagę i chwilę potem znowu siedziałam prosto. Ona za
to wyprostowała nogi i patrzyła na mnie z góry w taki sposób, w jaki
wygłodniały pies obserwował kość.
– Olivia? – Nie miałam
pojęcia, że mój głos mógł drżeć w taki sposób. Nie byłam nawet w stanie
wypowiedzieć całego zdania.
Bałam się. Tak okropnie się
bałam, że nie mogłam zdobyć się na to, by patrzeć Karen w oczy. Ale ze mnie
tchórz, karciłam się w myślach, ale nawet próby zmobilizowania się do działania
spełzły na niczym. Mogłam tylko czekać i liczyć na jej łaskę, ale skoro już tu
trafiłam powinnam raczej odmierzać czas do pożegnania się z życiem.
– Winchesterowie myślą, że to
ona – stwierdziła Karen z wyraźnym rozbawieniem. – Bo dzieciaki zaczęły znikać,
gdy ta żmija zajęła moje miejsce. Dobrze to obmyśliłam, co nie?
Cmoknęła znacząco, po czym
odwróciła się i skierowała do drzwi.
Olivia zajęła jej miejsce? Co
to miało znaczyć?
– Spędzić tyle czasu w
towarzystwie łowcy – mówiła do siebie z zadowoleniem w głosie. – I to nie byle
jakiego. A on zamiast sięgać po broń, łapie za rozporek.
Dlaczego musiałam wczoraj
pokłócić się z Deanem? Gdybym trzymała ten cholerny język za zębami, nic
takiego nie miałoby miejsca. Za parę dni wpadlibyśmy na jej trop i wspólnie
dalibyśmy sobie z nią radę. A teraz? Zginę, a Winchesterowie nawet nie mieli
pojęcia kto mnie zabije.
– Czym jesteś? – spytałam,
przerywając ciszę. Karen spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na
twarzy, po czym prychnęła znacząco.
– Nie wiesz jeszcze? – zakpiła.
– Może Winchesterowie też nie wiedzą. Tym lepiej dla mnie.
Nie chciałam psuć jej dobrego
humoru informacją, że wczoraj do braci dzwonił Bobby. To dawało im przewagę,
przynajmniej tak myślałam. Przecież musieli w końcu znaleźć Karen, to nie w ich
stylu zostawiać niedokończoną robotę.
Kobieta obserwowała mnie ze
zmarszczonymi brwiami, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, ale ja odwróciłam
wzrok.
– Bardzo ładnie pachniesz –
mruknęła w końcu. – Inaczej niż kobiety w ciąży. Lepiej.
Znowu do mnie podeszła i
kucnęła, po czym oblizując wargi powiedziała:
– Ciekawe, jak smakujesz.
Wzdrygnęłam się i odsunęłam,
na tyle szybko na ile pozwalały mi skrępowane kończyny, ale ona tylko
uśmiechnęła się szeroko, po czym zerknęła na zegarek i niechętnie wstała.
– No cóż, sprawdzę wieczorem,
robota wzywa.
Ruszyła w kierunku drzwi, a
gdy położyła rękę na klamce poczułam mały zastrzyk odwagi.
– Oni cię znajdą – zawołałam,
na tyle głośno i wyraźnie, żeby dotarło do niej każde moje słowo. – Jak nie
dzisiaj, to jutro. Nie ujdzie ci to płazem.
Odwróciła się, rozbawiona.
– Głupia jesteś, czy co?
Jutro już mnie tu nie będzie. Zanim Winchesterowie znajdą twoje ciało, zdążę
zadomowić się gdzieś indziej. Może Chicago? Albo Las Vegas, zawsze ciągnęło
mnie do dużych miast. Chyba nie myślałaś, że będę tu czekała do czasu, aż
zorientują się co jest grane?
Przełknęłam ślinę, czując jak
moja pewność siebie ulatuje gdzieś i znika. To koniec. Karen otworzyła ciężkie drzwi
i zanim wyszła jeszcze raz spojrzała na mnie z szyderczym uśmiechem.
– Powspominaj sobie, czy coś,
jak wrócę raczej nie będziesz miała na to czasu. To do wieczora – pożegnała się,
po czym zniknęła po drugiej stronie drzwi, a ja usłyszałam tylko szczęk klucza
w zamku.
Nastała cisza, a ja zostałam
sama.
Gdy upewniłam się, że Karen
naprawdę mnie zostawiła, zajęłam się uwalnianiem rąk z więzów. Zaczęłam się
szarpać, chcąc zrobić to jak najszybciej, ignorując ból i płynącą z obtarć
strużkę krwi. Nie minęło dużo czasu zanim zorientowałam się, że to nie będzie
takie łatwe, jak myślałam – sznury zaciśnięte były mocno, a węzeł zawiązany
porządnie. Mimo wszystko nie mogłam się poddać, dlatego walczyłam z nimi do
czasu aż poluzowały się wystarczająco, bym wysunęła jedną rękę. Na moją korzyść
podziałały małe dłonie, gdyby były większe w życiu bym się nie uwolniła.
Zajęłam się więzami na
kostkach, które uniemożliwiały mi wstanie, ale uporanie się z nimi zajęło mi
zdecydowanie krócej niż z tymi na nadgarstkach. Niechętnie patrzyłam na obtarcia,
ale nie miałam ani czasu, ani możliwości żeby się nimi teraz zająć. Musiałam
się stąd wydostać przed powrotem Karen.
Może to było naiwne, ale
pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po wstaniu było podejście do drzwi (z pewnymi
trudnościami, jak się okazało lewa kostka rzeczywiście była skręcona) i spróbowanie
ich otworzyć. Wiedziałam, że nie ustąpią, w końcu słyszałam jak Karen je
zamykała, ale mimo wszystko musiałam spróbować. Oparłam się czołem o zimny
metal, z którego były zrobione, po czym zaczęłam szarpać się z klamką, licząc
na to, że może za którymś razem w końcu się otworzą.
Zgodnie z moimi
przypuszczeniami nie drgnęły nawet o milimetr. Odwróciłam się zrezygnowana i
rozejrzałam po pomieszczeniu. Było takie małe, nie większe niż piwnica w moim
domu w Rockford. Jedno okienko wpuszczało do środka trochę światła, za mało by
widzieć wszystko wyraźnie. Podeszłam bliżej, ale ledwie sięgałam do niego
stojąc na palcach, nie było nawet mowy, żebym próbowała się przez nie
przecisnąć. Nie wspominając o tym, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent bym
się w nim nie zmieściła.
Ostatnimi elementami, które
jakoś wypełniały przestrzeń były dwie puste, metalowe półki, które stały pod
przeciwległą ścianą. Nie były wysokie, sięgały mi może do pasa, ale ta wielkość
starczyła bym mogła się po nich wspiąć i sięgnąć do okna.
Przesunęłam jedną z nich, po
czym weszłam na nią ignorując ból w kostce. Niechętnie oceniłam, że w oknie
zmieściłaby się maksymalnie moja głowa, za żadne skarby nie zdołam przez nie
wypełznąć. Ale nie to było najgorsze. Pobladłam, gdy zobaczyłam, co znajdowało
się za szybą.
Same drzewa. Byłam w lesie! Szanse,
że ktokolwiek mnie tutaj znajdzie były tak niskie, że nawet jakby Sam i Dean od
rana przeszukiwali otaczające Lawrence lasy, mało prawdopodobne było
znalezienie przez nich tego miejsca. A przecież Winchesterowie obserwowali
Olivię. Cholera jasna!
Nie panikuj, Lorie, skarciłam
się w duchu. Ktoś może być przecież w okolicy. Może wybrał się na jogging, albo
wyszedł z psem. A może jestem blisko miasta, tylko to okno wychodzi na las, to
też było możliwe. Uderzyłam parę razy w szybę.
– Pomocy! – wrzasnęłam.
Krzyk odbił się echem od
ścian piwnicy, ale na zewnątrz pewnie słychać było tylko stłumiony dźwięk,
który każdy mógłby zbagatelizować. Naparłam dłońmi na okno, jednak tak jak
drzwi uparcie tkwiło w jednym miejscu. Nie było żadnej klamki, żadnej zasuwy
pozwalającej je otworzyć.
Zeszłam z półki i ją
podniosłam. Nie była ciężka, ale musiałam włożyć w to dużo wysiłku. Uniosłam ją
nad głowę, tak aby jedna z nóg trafiła w szybę, w końcu tylko to mogłam teraz
zrobić. Odwróciłam wzrok, zamknęłam oczy i włożyłam całą energię w ten jeden
zamach, a dźwięk tłuczonego szkła potwierdził jego skuteczność. Parę odłamków
opadło mi na ręce, jeszcze dotkliwiej kalecząc już i tak będące w opłakanym
stanie nadgarstki, ale nie obchodziło mnie to.
Miałam teraz do zrobienia
tylko jedną rzecz.
– Pomocy!
***
Nikt mnie nie usłyszał.
Nikt mnie nie szukał.
Już dawno się ściemniło, a
decydująca godzina powrotu Karen zbliżała się wielkimi krokami. Moje gardło
było zbyt zdarte, by znowu wołać o pomoc. Krzyczałam przez dobrych parę godzin,
z biegiem czasu coraz rzadziej i rzadziej, aż w końcu skuliłam się w kącie
zrezygnowana i czekająca na śmierć. Po zbiciu szyby zrobiło się tu tylko
zimniej.
Zostałam sama.
Po co było to wszystko.
Winchesterowie uratowali mnie przed demonami i szkolili tylko po to, żebym
zginęła na pierwszej misji po treningach. Byłam taka naiwna, taka głupia.
Ostatnim razem, gdy wyszłam z pokoju po zmroku zostałam zaatakowana przez
wilkołaka i niczego mnie to nie nauczyło. Chciałam uciec od problemu, a
trafiłam w sam jego środek.
Mogłam umrzeć wtedy, w
Rockford, już się z tym nawet pogodziłam. Ale teraz nie chciałam ginąć. Miałam
plany, by pomścić mamę i Logana, liczyłam na to, że będę mogła kogoś uratować
tak jak bracia ocalili mnie przed demonami. Chciałam walczyć, ale nie miałam
nawet siły się ruszyć, wszystko mnie bolało.
Moim ciałem wstrząsnął
niekontrolowany szloch. Tak, ostatnio płacz wychodził mi najlepiej. Przygryzłam
dolną wargę i pociągnęłam nosem. Nie mogłam się znowu mazać, nie w tej chwili,
przecież obiecałam sobie, że nie będę więcej płakać. Ale łzy płynęły mimo to.
– Niech mi ktoś pomoże –
jęknęłam sama do siebie, kuląc się jeszcze bardziej niż chwilę temu.
Nagle to usłyszałam. Ktoś
wkładał klucz do zamka i to na pewno nie byli bracia Winchester. Gdy drzwi się
otworzyły przeszył mnie dreszcz i poczułam przypływ adrenaliny.
– Your custard pie, yeah,
sweet and nice – Karen z zadowoleniem śpiewała piosenkę Led Zeppelin. – When you
cut it, mama, save me a slice.
Gula urosła mi w gardle ze
strachu, ale mimo wszystko wytarłam wilgotne policzki i chwyciłam za jeden z
większych odłamków szkła, po czym wstałam i schowałam go za plecami.
– Wybiłaś okno? – spytała Karen,
szybko zauważając stłuczoną szybę. Mocniej zacisnęłam dłoń na jednym z
odłamków, ignorując to z jaką łatwością wbił się w moją skórę.
Nie widziałam jej wyraźnie,
już w ciągu dnia panował tu półmrok, a teraz było ciemno jak w studni.
Dostrzegałam tylko zarys jej sylwetki, ale to wystarczyło. Skoro ja nie byłam w
stanie zauważyć szczegółów, ona pewnie miała ten sam problem, a to oznaczało,
że nie widziała moich rąk schowanych za plecami. Miałam szansę.
Zaczęła powoli iść w moją
stronę. Odwróciłam się w kierunku okna i jeszcze jeden, ostatni raz zawołałam:
– Ratunku!
Zaśmiała się cicho.
– Ah, to dlatego. Nie martw
się, nikt nam nie przerwie. Rany, ale jestem głodna…
Zbliżała się powoli, ale
zdecydowanie. Podeszłam pod ścianę i wolną ręką sięgnęłam po stojącą obok półkę.
Niewiele myśląc popchnęłam ją w jej stronę, ale ta przewróciła się tuż przed
nią. Znowu usłyszałam chichot.
– Żartujesz?
– Nie zbliżaj się –
zachrypiałam. Wiedziałam, że zabrzmiało to żałośnie, a jej śmiech tylko to
potwierdził.
– Chciałabym, złotko, ale
jestem głodna i spieszę się na autobus.
– Autobus? – spytałam zdziwiona,
chcąc odwlec chwilę swojej śmierci.
– Już mówiłam, że wyjeżdżam.
A teraz przejdźmy do rzeczy.
Ominęła leżącą na ziemi półkę
i zrobiła zdecydowany krok w moją stronę. Zatrzymała się tuż przede mną i
wciągnęła głęboko powietrze, a ja stałam sparaliżowana. Z tak bliska widziałam
dokładnie jej twarz, przepełnioną głodem i szaleństwem.
Śmierć już na mnie czekała.
I poczeka chwilę dłużej,
pomyślałam.
Zamachnęłam się na Karen ręką
z odłamkiem szkła i z zadowoleniem wbiłam jego ostrą krawędź w jej bok. Skuliła
się i odsunęła o parę kroków z cichym jękiem, a ja niewiele myśląc rzuciłam się
na drzwi, ale Karen nie pozwoliła mi do nich dobiec. Złapała mnie za włosy i
pociągnęła do tyłu tak mocno, że runęłam na ziemię.
Wrzasnęłam, gdy usiadła na
mnie okrakiem i próbowałam ją zrzucić, ale na nic się to nie zdawało. Karen nie
wzruszały nawet moje paznokcie zatapiające się w jej skórze i z niezadowoleniem
zauważyłam, że wokół wbitego w ciało odłamka szkła nie nazbierała się nawet
odrobina krwi.
To koniec.
Uśmiechnęła się szeroko bo
wiedziała, że już wygrała. Nie tylko uda jej się mnie zabić, ale też wyjdzie z
tego bez żadnych konsekwencji. Przez przerażenie ledwie poczułam łzy płynące
znowu po moich policzkach, ale ona nie zwracała na nie uwagi. Zatopiła wzrok w
moim brzuchu, zapewne marząc już o swojej kolacji.
To wtedy drzwi otworzyły się
z hukiem, ale z mojej pozycji nie miałam jak sprawdzić, kto w nich stanął. Ktoś
skierował w naszą stronę strumień światła z latarki. Karen jakby wyrwana z
transu odwróciła się żeby sprawdzić, kto śmie jej przerywać tuż przed posiłkiem
i wyraźnie nie była zadowolona z tego, co zauważyła.
– Zejdź z niej – usłyszałam Deana.
Przyszli! Uśmiechnęłam się
blado.
Zawiedziona Karen zerknęła na
mnie tęsknie, po czym niechętnie wstała i odwróciła się w stronę dwóch nowych
postaci.
– Och, Dean, jak miło cię
znowu widzieć – powiedziała kobieta. – Przyszedłeś dokończyć to, co zaczęliśmy
wczoraj? Jeszcze nie opowiadałam waszej stażystce, co robiliśmy.
– Zamknij się – powiedział Winchester.
Skierował pistolet prosto w jej serce i na pewno by nie chybił.
Korzystając z okazji
przepełzłam pod ścianę i siadłam, opierając się o nią plecami.
– Daj spokój, tak dobrze się
bawiliśmy – powiedziała Karen.
– Możemy załatwić to na
zewnątrz? – spytał Sam, patrząc z troską w moja stronę. Karen zaśmiała się
szyderczo.
– Sam, naprawdę myślisz, że
jestem taka głupia? – zerknęła na mnie. – Kolacja czeka, więc z łaski swojej
zostawcie nas w spokoju.
– Chyba śnisz – warknął Dean,
wchodząc stanowczo do środka. Schował pistolet, a ja wytrzeszczyłam oczy.
– Naprawdę nie chcę was
zabijać, ale jak nie odejdziecie, będę musiała to zrobić. – Karen westchnęła
znacząco.
– Tak, ktoś na pewno dzisiaj
zginie – powiedział Sam. – Ale na pewno nie będziemy to my, Karen.
Zaczęło się. Dean z
nadzwyczajną prędkością wyciągnął zza kurtki kołek, podobny jak ten który
jakimś sposobem znalazł się w dłoni Sama i oboje rzucili się na Karen. Kobieta
skutecznie omijała pierwsze ataki, zdołała nawet odepchnąć Deana na
przeciwległą ścianę. Jej twarz się zmieniła, wyostrzyła i nabrała dzikości, a
oczy poczerwieniały.
Ignorując leżącego chwilowo
na ziemi Deana i skupiając się na Samie zrobiła błąd. Starszy Winchester szybko
się otrząsnął, chwycił upuszczony kołek i rzucił się na nią z furią. Dokładnie
widziałam moment, w którym drewniany szpikulec wbił się w serce Karen, która
właśnie podduszała Sama przy ścianie. Jęknęła żałośnie i zanim upadła położyła
jeszcze rękę na klatce piersiowej.
Już po wszystkim.
Opierając się o ścianę
spróbowałam się podnieść, ale brakło mi sił i ponownie opadłam ciężko na
ziemię. Chyba osiągnęłam już swój limit na dzisiaj.
Sam i Dean zwrócili się w
moją stronę, ale nie mogłam nawet spojrzeć im w oczy. Ta cała sytuacja miała miejsce tylko i wyłącznie z mojej winy. Do niczego by nie doszło, gdyby nie ja.
– Przepraszam – jęknęłam,
jakby to durne słowo było w stanie cokolwiek naprawić.
– Wszystko w porządku? –
usłyszałam delikatny głos Sama. Pokiwałam głową, czując że lada moment się
rozkleję.
Dean stanął przede mną i
podał mi rękę, zapewne chcąc pomóc mi wstać. Niepewnie wyciągnęłam
nieokaleczoną przez szkło dłoń w jego stronę, a on złapał ją i mocno pociągnął
mnie do góry. Miał tak śmiertelnie poważną twarz, że aż bałam się tego, że na
mnie nawrzeszczy.
On jednak bacznie mi się
przyglądał, obejrzał moje dłonie i nadgarstki, zerknął na podartą i pokrwawioną
koszulkę i zatrzymał się na twarzy.
I nagle mnie przytulił.
Stałam zamurowana, zatopiona w jego ciepłym uścisku i nie wiedziałam, co się
dzieje. Silne ramiona obejmowały mnie stanowczo, ale delikatnie i przez chwilę
zastanawiałam się, czy aby na pewno nie zemdlałam.
– Całe
szczęście. – Przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej. –
Przepraszam – wyszeptał, a ja poczułam jak coś we mnie pęka.
_________________________________________________
No hej! :D Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale zostałam brutalnie sprowadzona do szkolnej rzeczywistości przez sprawdzianowy napad. :( Niestety nie mogę obiecać, że następny rozdział pojawi się szybciej. Ale zrobię co w mojej mocy, żeby napisać go prędko. ;) Mam nadzieję, że się podoba. :D
Buziaki dla wszystkich, którzy dotrwali do końca! :*
Uczę się już kolejną godzinę o kwasach i chyba sobie coś zrobię, jak ja nie cierpię tego! Ale twój rozdział jest idealny na poprawę humoru! Dziękuję! Wspaniały! Jak ja kocham tych braci, ja też zostałam zaatakowana sprawdzianami, kartkówkami i odpowiedziami, a o pracach domowych to już nie wspomnę. Mało snu, mało czasu, mało życia i tyle! Tylko kofeina chyba podtrzymuje mnie przed zaśnięciem, nawet w weeekend, ludzie! Ale rozdział cudny, misiu, czekam na kolejny i powodzenia w szkole, oraz dużo weny! <3
OdpowiedzUsuńhttp://nobody-is-normal.blogspot.com/
http://life-is-brutal-now.blogspot.com/
Widzę nie tylko ja mam nawalenie wszystkiego. XD Byle do weekendu i byle do świąt :3
UsuńKurczę, muszę jakoś nadrobić te Twoje blogi, a tu czasu tyle że ledwo daje radę siąść przed kompem i napisać parę linijek... XD
Obiecuję poprawę. :D
Buziaki! :*
Nareszcie!
OdpowiedzUsuńNo ja dotrwałam,jakże by inaczej.Nie dość,że uwielbiam Twój styl to jeszcze i fabułę,bohaterów,i w ogóle wszystko tutaj. :)
Jak tak teraz na to patrzę,to faktycznie,że też Dean wrócił z randki wcześniej niż wymaga przyzwoitość to dziwna i podejrzana sprawa xD Nie rozszyfrowałam tylko czym ta Karen była,ale jest prawie 23 i nie ogarniam już rzeczywistości na tyle,ile bym chciała. No i Lorie i Dean w uścisku-bezcenne.
Czekam na next no i zapraszam do siebie ;)
http://supernatural-love-story.blogspot.com/
Prawda jest taka, że jeszcze nie padła informacja, czym była Karen. :D Wszystko wyjdzie na jaw w następnym rozdziale, z lekkim opóźnieniem bo Lorie jak zwykle musiała władować się w kłopoty i nie mogła usiedzieć w hotelu do telefonu Bobby'ego. :D
UsuńNa pewno zajrzę do Ciebie jak sytuacja w szkole trochę się ogarnie. :3
Chodziło mi o to,że znając serial mogłabym się domyślić,ale niestety mi się nie udało xD
UsuńNo wreszcie nowy rozdział, na który tak czekałam ;) jejku była chwila grozy i myślałam, że Karen naprawdę zabije Lorie, ale na całe szczęście bracia Winchester przybyli w samą porę. Jak tylko przeczytałam, że Dean wbił drewniany kołek w serce Karen to pomyślałam, że jest wampirem i próbowałam w ogóle znaleźć odpowiedź jednak jej nie ma w opowieści. Coś niestety wiem o nauce w szkole i na szczęście mam już to za sobą jednak uwierz mi na studiach jest gorzej bo więcej nauki nie wspominając już o kierunku medycznym. Tam to dopiero zakuwanie. Życzę weny i wytrwałości w nauce ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i zapraszam do siebie ;)
http://dark-of-heart.blogspot.com
Sama przyznasz, że jakby wszystko rozwiązywało się prosto jak bułka z masłem i nie byłoby napięcia to opowiadania byłyby nudne jak flaki z olejem. :D Odpowiedź na pytanie "czym była Karen" będzie w następnym rozdziale - Lorie nie jest na bieżąco bo władowała się w kłopoty zanim Bobby zadzwonił z informacjami. :)
UsuńObiecuję rozwikłanie wszystkich zawiłości (niektóre znajdą odpowiedź prędzej, inne później, ale na pewno wszystko się wyjaśni)
Twój blog też przeczytam, tylko jak na razie uporałam się z jednym sprawdzianem w tym tygodniu, a przede mną jeszcze 4 :D
Jeszcze mam w planie ogarnąć tutaj na blogu jeszcze jedną zakładkę która zje mi chyba cały weekend. XD
Gdyby czas dało się jakoś spowolnić to by było wspaniale. ^^
Pozdrawiam i buziaki! :*
Jesteś okrutna wiesz!
OdpowiedzUsuńCzekać tyle czasu to normalnie należą ci się baty!
Ale warto. Rozdział pełen emocji i ten Dean na końcu. Powiem ci że się wzruszyłam i to bardzo. Jesteś bardzo miłą niespodzianką. Uwielbiam Twoje opowiadanie o Samie i Deanie, które czytam z zapartym tchem.
Cała akcja z Karen wyszła dość szokująco. Przez cwilę bałam się, że zrobi krzywde mojej ulubienicy.
Chyba już dawno nie czułam takiego napięcia. Dziewczyno jesteś wręcz genialna. Ciekawa jestem kim w rzeczywistości jest Karen. Chyba do końca tego nie zrozumiałam ale czekam osobiście na kolejny rozdział! A dzięki temu, że znalazła się w kłopotach Dean chyba zaczął przekonywać się do niej. Jak dla mnie jesteś wspaniała. Trochę Ci tego zazdroszczę bo kiedyś próbowałam pisać o moich chłopach i nigdy nie wyszło tak cudownie.
pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy.
www.storyline-dramione.blogspot.com
Hehe, moje ego rośnie przez Twoje słowa. XD Niezmiernie miło czytać takie komentarze, nie wiedziałam że aż tak ujdzie to co piszę. Zawsze przed dodaniem notki się zastanawiam czy sprostam oczekiwaniom, a tu tyle pozytywów. :D Postaram się utrzymać ten poziom (lub go jeszcze poprawić), ale niestety do pisania potrzebna jest wena. :D Jak nie ma weny to piszę taki beznatchnieniowy zlepek słów, że potem marnuję dwa razy więcej czasu na poprawianie tego, więc wolę czekać aż "część dalsza sama do mnie przyjdzie". ^^ Dlatego bardzo proszę o cierpliwość.
UsuńDziękuję. :*
Co za rozdział!!!!
OdpowiedzUsuńCiebie już kompletnie pogięło, żeby tak zakończyć!
Pomimo tego, ze mi zaspoilerowałaś końcówkę i domyśliłam się jej to nadal wielkie WOW.
No i nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
POZDRAWIAM, WSPANIAŁA :D
Oj tam, zakończenia będą z rozdziału na rozdział coraz lepsze. Mogę Ci pospoilerować co chcę zrobić w następnym. :D chcesz? :P
UsuńPisz coś leniu :D
POZDRAWIAM, KOCHANA :* ^^